Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że tym, czego wielu z nas głęboko pragnie, jest czuć ochotę. Tak zwyczajnie: „żeby chciało mi się tak, jak mi się nie chce”. I nie będę się nawet rozwodził nad tym, jak trudne to jest momentami, ile przeszkód czyha na drodze. Jaki to mózg ludzki niechętny jest do podejmowania działań, które nie dają natychmiastowego zwrotu, natychmiastowej satysfakcji i przyjemności.
Jak to obowiązki wszelakie potrafią być drzazgą w tyłku. Jak to ochota jest tym słodkim nektarem życia, z jakiegoś powodu tak trudno dostępnym, którego smak czujemy nawet nie w połowie tak często, jak byśmy sobie tego życzyli.
Odkryj Te Magiczne Sposoby Na Motywację Teraz
Z łatwością można dostać się do różnych poradników, zamieszczanych w internecie czy w niedrogich gazetkach. Pełno w nich wskazówek, które choć brzmią nieźle, to użyteczność ich jest co najwyżej ułamkowa. Wie o tym każdy, kto próbował wdrożyć „6 niezawodnych sposobów, żeby czuć motywację każdego dnia!”. Jeśli ktoś chce, żeby zadziałały – to zadziałają. Na pewien czas. Będą jak fala nośna, która jednak prędko się załamuje i człowiek ląduje na piachu. Znów to samo, znów się nie chce.
Tak jakby nie było jednego, dobrego sposobu, który załatwiłby sprawę raz na zawsze. Zdjął z człowieka kajdany nie-chcenia i tchnął w niego ten animusz, by każdego dnia z ochotą zabierał się za to, za co wie, że zabrać się powinien.
Bo czyż nie byłoby to fantastyczne uczucie, obudzić się rano i chcieć?
Recepty nie ma, ale…
Podkreślam to, aby później nie było zaskoczenia, przykrej niespodzianki. Ja nie wiem jak to zrobić, żeby tak codziennie było z tą ochotą. Recepty nie podam, bo nie mam. Ten artykuł to nie jest kolejne „6 magicznych sposobów na”. Ale swego czasu, dość już dawno, odwróciłem w swojej głowie całą tę sprawę.
Zamiast więc pytać siebie, jak mogę zacząć mieć ochotę, jak się zmotywować i tak dalej, i tym podobne, zacząłem pytać siebie: co blokuje we mnie ochotę?
Nic nadzwyczajnego, takie pytanie. Samo w sobie niewiele robi. Łatwo machnąć ręką, odrzucić je, tak samo jak wszystkie inne dotychczasowe czary-mary, i wrócić do starej dobrej apatii. Rzecz jednak w tym, jaka wizja rzeczywistości stoi za tak zadanym pytaniem. Przyjrzyjmy się.
Skoro coś we mnie blokuje ochotę, to znaczy, że nie jest ona żadnym alchemicznym nektarem, który muszę zdobyć, czytając kolejny artykuł o „magicznych sposobach” – ona jest czymś, co po prostu jest. Mówiąc w pewnym uproszczeniu, ochota jest swego rodzaju stanem wyjściowym człowieka.
To założenie, które powtarza się w pracach między innymi Abrahama Maslowa, twórcy słynnej piramidy potrzeb i wybitnego humanisty. Mówi o tym Mihály Csíkszentmihályi, węgierski uczony, który poświęcił życie formowaniu teorii przepływu (flow), mówiącej o sposobach na uzyskanie optymalnego doświadczenia w życiu. Podkreśla to Daniel Pink w książce „Drive. Kompletnie nowe spojrzenie na motywacje”, a także dr Neil Fiore w „Nawyku samodyscypliny”.
To są mądrzy ludzie i mówią całkiem do rzeczy.
Zostaliśmy stworzeni do tego, by żyć, by w ten czy inny sposób się realizować, by być uczestnikami tego świata; by używać rąk i głowy. By tworzyć i dawać.
Nie znaczy to, że nie mamy poszukiwać sensu i zajęć lepiej skrojonych pod nas. Rzeczy, w robieniu których czujemy się najlepiej, które dają najwięcej satysfakcji, radości i ochoty właśnie.
Ale tym, co przede wszystkim powinniśmy zrobić, to zejść sobie samym z drogi. A raczej z węża.
Teoria węża ogrodowego
Wyobraźmy sobie wąż ogrodowy, przez który woda leci pełnym strumieniem. I wyobraźmy sobie nogę, która staje na tym wężu ciężkim buciorem. Teraz woda, zamiast wesoło i nieskrępowanie tryskać – sączy się powoli i niechętnie.
Bucior, który przydusił węża, może być buciorem systemowym. Firmą, w której stosuje się przestarzały system kar i nagród, koniec końców dehumanizując pracowników. Szefem-chamem, który niewiele potrafi, a stawia siebie wyżej. Ludźmi, pozującymi na przyjaciół, którzy przy każdej nadarzającej się okazji podcinają skrzydła. Rodzicami, którym nie podoba się idea sukcesu ani bycia szczęśliwym. Szkołą, w której dużo się nakazuje, a pomija sens.
Ale bucior może też być – i powiedziałbym, że to nawet bardziej prawdopodobne – buciorem naszego własnego umysłu. To człowiek okazuje się tym, który zarazem trzyma w ręce węża, jak i jedną nogą na nim stoi, frustrując się, że nic mu w ogrodzie nie chce rosnąć. Samo życie.
No i tak oto robi sobie człowiek nie-ochotę, sam jest twórcą swojego oporu i choć brzmi to źle, brzmi jak oskarżenie, oskarżeniem w istocie nie jest. Przeważnie nie ma w tym winy – bo jest czynione nieświadomie. Nieuzależnione od woli. Gdybyśmy mogli przestać to robić – przestać trzymać buta na wężu – to przecież tak byśmy postąpili. I ochotę byśmy wtenczas poczuli, zamiast nie-ochotę. Tak jak to każdy by wolał.
Winy nie ma, winy czuć nie należy, nie warto, bo wina tylko cierpienie sprowadza, a rozwiązań przeważnie żadnych. A to o rozwiązaniach dziś pomówić chcemy.
Propozycje miałbym taką, aby na początek zacząć wrzucać sobie do głowy pewne pytania. Odpowiedzi na nie być może nie pojawią się od razu, trzeba będzie na nie zaczekać. Może w ogóle nie pojawią się w formie konkretnej myśli – ale w pewnym momencie człowiek spostrzeże, że coś się w jego nastawieniu zaczęło zmieniać. Jakaś zmiana zaszła, gdzieś tam w tle, po cichu, niemal niezauważenie.
Samo zadawanie pytań bowiem kierunkuje umysł. Skłania go do poszukiwań i zmienia filtry, przez jakie interpretuje rzeczywistość. Podświadomość robi swoje. To tam ma miejsce większość procesów, które nadają kształt naszemu życiu, a my to nazywamy przeznaczeniem. Zadaj jej pytanie, a przeszuka swoje zasoby i – przy dobrych wiatrach – znajdzie odpowiedź.
No dobrze, to jaki rodzaj pytań może zadawać sobie człowiek, co to nie ma ochoty, a ochotę mieć by chciał? Jedno takie pytanie padło już wyżej i jest ono szalenie ważne.
Co blokuje we mnie ochotę?
I uzupełnijmy je pytaniami pokrewnymi lub powiązanymi mniej lub bardziej.
Co powoduje we mnie opór? (Można sobie pomyśleć o tym, jak to oporni bywają inni ludzie, pokontemplować ich wewnętrzne opory i dopiero potem odnieść to do siebie.)
Co mnie powstrzymuje przed tym, by zacząć? (Nie, że zacząć coś od początku, tylko zacząć na nowo, dziś, teraz, a nie jutro czy w bliżej nieokreślonej przyszłości – innymi słowy, by zabrać się do działania i nie odkładać na później.)
Które myśli i emocje mogą sprawiać, że zamiast lekkości – czuję ciężkość? (Można zauważyć, że ochota powiązana jest, przeważnie, z pewnym uczuciem lekkości; gdy człowiekowi jest ciężko, to ciężko czuć ochotę na cokolwiek innego niż oglądanie seriali i spanie.)
Czy w jakiś sposób obrzydzam sobie pracę, jaka jest do wykonania? Jeśli tak, to jak konkretnie to robię? (No, czasem robota może nie jest taka straszna, tylko w straszny sposób ją interpretujemy; obrażamy się na sam fakt tego, ze coś trzeba zrobić.)
Co, tak naprawdę, sądzę na temat tego, co jest do zrobienia? (Może w głębi serca uważam, że to jest durne i wolał(a)bym zająć się czymś innym.)
W którą stronę ucieka moja uwaga? (Jeśli nie mam ochoty zaangażować jej w to, co trzeba, to w co innego bym wolał(a)? I jaką to mi daje informację na temat moich potrzeb oraz zainteresowań?)
Czy czuję się przytłoczony(-a)? (Bywa, że trudno to poczuć, a być może po prostu mam na głowie za dużo, i to na własne życzenie.)
Czy cele, które sobie stawiam, naprawdę są moimi celami? (Bo, rozumiesz, może to tylko presja społeczna, może to społeczeństwo, szkoła, rodzice, koledzy, może to oni wszyscy chcą od Ciebie osiągnięcia tych celów i teraz mylnie bierzesz je za własne cele – lecz one nigdy tak naprawdę nie były Twoje.)
I takie oraz inne pytania może sobie człowiek czasem zadać, po to, aby objąć refleksją fakt, że się nie ma ochoty. Nie robić z tego wyrzutów, problemów ani nie czuć się winnym. Być może nawet nie mieć intencji, żeby ten stan rzeczy zmienić – a zamiast tego tylko zbadać sytuację. Zaobserwować własny umysł, co on takiego robi, że podkopuje ochotę, która normalnie powinna być odczuwana bez wysiłku i bez dodatkowych starań.
Niebezpieczna zabawa
Przeważnie są w człowieku dwie siły: chcę i nie chcę. Zamiast usilnie starać się pobudzić tę, która niby powinna chcieć, skupić się raczej na tej, która nie chce – i nawiązać z nią dialog. Sprawdzić, jakie odpowiedzi się pojawią.
I odpowiedzi te zapewne przyniosą nowe problemy. Tak to jest z tą zabawą we wgląd w siebie. Szukasz rozwiązania jednego problemu, a po drodze znajdujesz trzy nowe. Zadawanie sobie trudnych pytań nie jest łatwe – dlatego większość ludzi tego unika, woląc trzymać się przekonania, że z wewnętrzną niemocą niewiele da się zrobić.
Ale wraz z zadawaniem pytań pojawiają się i rozwiązania. Idą ręka w rękę. To będzie takie „aha!”, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę z mechanizmu, który dotychczas kierował jego życiem i samo to wystarczy do tego, by ów mechanizm uległ całkowitemu demontażowi. Czasem tak się zdarza.
Wtedy w człowieku pojawia się nowe poczucie odpowiedzialności, dając odwagę do tego, by zdjąć nogę z węża.