Zwłoka nie jest więc zła z zasady, choć mówi się, by nic na później nie odkładać, by życia nie marnować, a okazji nie przepuszczać. By przechodzić przez furtkę, póki uchylona, bo później, później to już nie będzie żadnego później.
Gniewu być może dotyczy to w szczególności, jako że ma on pewną ciekawą właściwość: potrafi sprawiać wrażenie okazji.
Drugiej osobie trzeba coś powiedzieć, na sytuację jakoś zareagować i moment rozgniewania wydaje się na to idealny. Wstąpiła w człowieka ta moc, ten animusz, ta wena, by wreszcie załatwić sprawę jak trzeba. Powiedzieć co należy, zrobić co zrobione być powinno.
Zwlekać z tym się nie powinno, bo jak gniew złagodnieje albo minie całkowicie, to znaczy, że minęła i okazja, by dopiąć swego i zaprowadzić na świecie porządek. Niektórzy doświadczą z tego powodu poczucia winy i lata później na łożu śmierci przypomni im się ta sytuacja jako niewykorzystana szansa (boli najbardziej), i odejdą w zaświaty z uczuciem życia przeżytego nie w pełni.
Z gniewem jednak zdaje się być taka ciekawostka, że pozostawiony na jakiś czas w piwniczce własnej głowy – dojrzewa jak wino. Otwarty za wcześnie przybiera za to postać karykaturalną. Jakieś pokrzykiwania, jakieś roszczenia, jakieś pretensje, wypowiedziane o dwa słowa za dużo, decyzje idące o dwa kroki za daleko. Rzeczy kiepskie.Niektórzy mogą mieć obserwację, że gniew w początkowym stadium swojego istnienia jest pochopny, agresywny i często zwyczajnie głupi, za to z czasem jakby leczy się z tej prymitywności i nabiera bardziej szlachetnych rysów.
Z małpiego odruchu przeradza się w rzeczy wyższej jakości: w ciętą ripostę, w spokojną asertywność, w stonowane acz stanowcze wypowiedzenie swojego zdania na dany temat, albo w wytłumaczenie człowiekowi, że jego myślenie jest myśleniem idioty, w taki sposób, by jeszcze był z tego zadowolony.
Ta zwłoka w wyrażeniu gniewu to nie muszą i pewnie nawet nie powinny być tygodnie ani miesiące. Raczej sekundy, minuty, w rzadszych przypadkach godziny czy dni. Tyle dać gniewowi, by dojrzał w środku, na tyle się powstrzymać, na tyle odwlec w czasie. I oddychać miękko, jak gdyby nigdy nic, a ten gniew niech się tam transformuje spokojnie, niech wraz z tym do głowy przychodzą lepsze pomysły, co z tą irytującą sytuacją zrobić, co temu wkurzającemu typkowi powiedzieć, co z samym sobą począć, kiedy zagniewanie rozlewa się na każdą część ciała.
I może nawet się zdarzyć, że wraz z tą transformacją gniew przestanie być odczuwany jako gniew; okaże się, że to, co nazwaliśmy gniewem, było niczym więcej jak nagłym uderzeniem prądu, pierwotnym impulsem, by zareagować natentychmiast, bez zwłoki, i to zareagować mocno, z armatą na muchę wyskoczyć. I okaże się, nie po raz pierwszy zresztą, że taki styl przydatny jest tylko sporadycznie, bowiem większość sytuacji nie wymaga tak drastycznych działań i tak gwałtownych reakcji.
Inaczej było w zamierzchłych czasach ganiania z dzidą po dżungli czy sawannie, gdzie natychmiastowe reakcje zaważały o człowieczym być albo nie być. Ale teraz?
Gniewowi w niemal każdej sytuacji można spokojnie pozwolić zaczekać, dojrzeć, przeobrazić się, wystudzić i wraz z tym wystudzeniem przychodzi chłodniejsza kalkulacja – co mi się opłaca, a co nie, jak to wszystko rozegrać z pożytkiem dla siebie i innych, by tego tam debila spacyfikować, nie tracąc jednocześnie zdrowia i nie dopuszczając się wobec niego czynów karalnych; jak sytuację uzdrowić, stawiając zdrowe granice i powiedzieć, co się myśli, nie wprowadzając grobowej atmosfery ani nie kształtując o sobie opinii buca; sztuka, drodzy państwo, prawdziwa sztuka, lecz kto ją zna, na tego miło się patrzy i ten przez życie jakoś tak milej sobie płynie.

I być może to właśnie miał na myśli Seneka Młodszy (na zdjęciu), kto go tam wie.