
Widziałem w internetowej dyskusji komentarz jakiejś dziewczyny, dotyczący lenistwa. Otóż ktoś użył określenia „leniwy” w stosunku do kogoś innego, a zdaniem dziewczyny tak się mówić nie powinno – ani o sobie, ani o innych. „To nie w porządku nazywać kogoś leniwym”, postulowała internetowa komentatorka. A ja postuluję, żeby uspokoić nieco mózg, który najwyraźniej czegoś się boi, czegoś związanego z lenistwem, a od samego określenia uprzejmie się odczepić. Bo lenistwa lepiej się nie wyrzekać, a zaklinanie rzeczywistości to stary trik i już dawno wykazano, że nieskuteczny.
Chcę jednocześnie wyrazić pewne zrozumienie dla internetowej komentatorki. Wiem, o co jej chodzi, wiem, z jakiego miejsca w człowieku wychodzi tego rodzaju sprzeciw, by ani siebie, ani nikogo innego absolutnie nie określać mianem leniwego, nawet jeśli ten ktoś wyniósł nicnierobienie do rangi dyscypliny olimpijskiej.
Otóż tak to czasem jest, że ktoś sobie przez większość życia dowala. Taki ma styl komunikacji wewnątrz swojej głowy: oparty w dużej mierze na krytyce, na straszeniu siebie konsekwencjami, na nadużywaniu słów „muszę” i „powinienem”, na poniżaniu siebie i mówieniu do siebie, na swój temat, w sposób dalece niepochlebny.
Człowiek taki żyje w opresyjnym systemie, który sam aktywnie tworzy i który przepełniony jest niepokojem i poczuciem winy.
Złe fale
Bo nadmiernym wymaganiom wobec siebie trudno sprostać, a za każdym razem, gdy to się nie udaje, przychodzi fala samokrytyki. Wewnętrzny głos, który mówi: „Mogłeś to zrobić, ale ci się nie chciało wystarczająco. Gdyby chciało ci się wystarczająco, to by się udało”.
Potem przychodzi kolejna fala – tym razem zgeneralizowanych wniosków na temat swojej osoby. Na przykład: „Skoro ci się nie udało, to jesteś słaby i leniwy”. A w związku z tym nie zasługujesz na wszystkie te fajne rzeczy, które zarezerwowane są dla tych, którym się udaje. Na odpoczynek. Na przyjemność. Na szacunek. Na dobrą zabawę. Na miłość. Na szczęście.
Powstaje niewidzialna nić, łącząca lenistwo (czy po prostu staranie się niewystarczająco) z byciem niegodnym tego, co każdy człowiek wie, że jest duszy potrzebne jak ciału tlen.
Inna sprawa, to wychowanie. Niektórzy dorastali w domu, gdzie panował silny etos pracy, a „nie marnowanie czasu na głupoty” było centralną zasadą, wokół której kręciło się życie rodzinne. Wysiłek nie był doceniany, bo w końcu co tu doceniać, skoro życie polega na wysiłku, zaś zabawa była ograniczana do minimum, bo w końcu nie o zabawę w życiu chodzi.
Osoba wychowana w takich warunkach na pewnym etapie mogła zauważyć, że został jej zainstalowany wstyd związany z lenistwem. Nie miała na to wpływu. Jak na ironię, w efekcie mogła stać się obrażonym na pracę leniem, abnegatem, dla którego apatia jest zarazem kluczem do wolności od rodzinnego ciężaru, jak i największym nieszczęściem.

Albo inaczej – stała się osobą, która rozumie, jak krzywdzące dla drugiego człowieka może być nazywanie go leniem, Tak oto doszła do wniosku, że w samym słowie „lenistwo” jest problem, bo niesie ono taką samą stygmę, jak na przykład słowo „debil”, w którym na próżno szukać jakiejś neutralności. Jest wyłącznie negatywne.
Czego taka osoba nie bierze pod uwagę, to tego, że lenistwo jest jednym z naturalnych stanów człowieka. To wyparcie lenistwa, jako czegoś brudnego i wstydliwego, prowadzi do całego kolorowego zestawu kłopotów – od zwykłego przemęczenia, po pracoholizm i depresję (życie poświęcam temu, aby nigdy nie wyjść na lenia).
Lub odwrotnie: po nadmierne pobłażanie sobie i usprawiedliwianie bylejakości, bo przecież co by się nie działo, to nikomu nie wolno nazwać mnie leniem, tak samo jak nie wolno nazwać mnie debilem (Kodeks karny, art. 216. § 1. Kto znieważa inną osobę w jej obecności albo choćby pod jej nieobecność, lecz publicznie lub w zamiarze, aby zniewaga do osoby tej dotarła, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności).
Nazwijcie mnie leniem
Wiele problemów miałoby szansę zniknąć lub chociaż się poluzować, gdyby zdjąć z lenistwa ten cały ciężar. Gdyby umieć powiedzieć bez wstydu: lenię się. Mam leniwy dzień. Mam leniwe życie. Jestem leniwy. Można, generalnie, nazwać mnie leniem, tylko trzeba pamiętać, że leń to nigdy nie jest wszystko, czym jestem, bo jestem wieloma rzeczami, wieloma siłami i wieloma słabościami; nade wszystko jestem człowiekiem, a w tym byciu człowiekiem zawiera się również bycie leniem, które wobec człowieczeństwa zawsze będzie podrzędne, a nie nadrzędne.
Jestem leniem, więc lubię odpocząć. Nie tylko lubię, ale i potrafię, a w tych czasach to całkiem niezła umiejętność – służy zdrowiu i chroni mnie przed zagubieniem się w wyścigu szczurów. Jestem leniem, więc szukam dróg na skróty i wiem, że czasem to niedobre, ale to tacy jak ja tworzą rozwiązania, które ułatwiają życie. Historia wynalazków to historia lenistwa, przecież. Jestem leniem i nie robię nic wbrew sobie – kto jeszcze tak potrafi? Jestem leniem i potrafię się bawić, mam radochę. Jestem leniem i celebruję życie. Jak mi się zachce.
Ale też…
Jestem leniem i mam tę nieznośną tendencję, by rzeczy odkładać na później, więc ciągle dzieją się jakieś pożary. Niektóre drogo mnie kosztują. Jestem leniem i zamieniam się w kanapowego ziemniaka z brzuchem. Jestem leniem i nie za bardzo cokolwiek osiągam, i choć generalnie nie wierzę w tę chorą presję na odnoszenie sukcesu, to jednak brak celu czasem mnie dobija. Jestem leniem i nie umiem przełamać nudy. Jestem leniem i przytłacza mnie chaos życia, z którym nic nie robię. Bo mi się nie chce.
I tak to w życiu generalnie jest: rzeczy najczęściej nie są tylko czarne albo tylko białe, one są i takie, i takie, a pomiędzy jest jeszcze cała paleta barw, co w takim samym stopniu tyczy się lenistwa. Dla nikogo nie powinno to być zdziwieniem, ale może służyć jako przypomnienie, by nic w sobie z góry nie odrzucać, a raczej spojrzeć na siebie w całości, zobaczyć plusy i minusy, i ewentualnie z minusami starać się pracować, a resztę zostawić w świętym spokoju.
Jeśli przytłacza mnie chaos życia, z którym nic nie robię, to tylko tę konkretną rzecz potraktuję jako problem – a nie przeklnę na zawsze lenistwo jako takie, bo zaraz może się okazać, że wylałem dziecko razem z kąpielą i nieumyślnie zrodziłem w sobie niechęć do odpoczynku, a wraz z tym uleciała gdzieś radość z życia.
Jestem leniem i jestem świadomy. Nie muszę czuć wstydu, by starać się pewne rzeczy zmienić. Nie muszę też ich zmieniać. Tak w ogóle, generalnie, nie muszę. Nazwijcie mnie leniem, ale to jest moja wolność.

19