Jack Donovan powiedział ważną rzecz: „Mężczyźni, którzy nie dbają o to, co myślą o nich inni mężczyźni, nie są wiarygodni ani godni zaufania”. To dobre jest, bo sprzeciwia się szkodliwemu przekonaniu o tym, że to nieważne, co o tobie myślą inni ludzie, bo przecież ty sam wiesz najlepiej, jaki jesteś, więc po co słuchać kogokolwiek poza sobą.
„Nie musisz dbać o to, co myślą o tobie inni” to taka fajna, pop-psychologiczna bzdura, chętnie powtarzana przez niektórych nauczycieli rozwoju osobistego, kiepskich coachów i fałszywych guru.
Może rozpoznajesz w sobie tę myśl. Możesz nie pamiętać, skąd się wzięła, ani nie zastanawiać się nad tym, dlaczego wciąż tam jest. Nie zmienia to jednej rzeczy: jest to myśl, która odbiera wolność. Mimo że sprawia wrażenie, jakby było na odwrót.
Dlatego tu i teraz się z nią rozprawimy.
McRozwój osobisty
Najpierw jednak chciałbym, żeby jedna rzecz była jasna: uważam, że coaching jest w porządku. Przeciętny coach nie jest krętaczem z natury. Rozwój osobisty to pojemny termin i nie oznacza czegoś złego, głupiego ani wstydliwego. Coaching i rozwój osobisty co do zasady są dobre i pożyteczne.
Tyle tylko, że na rynku jest wielu amatorów, nieuków albo chciwych sprzedawców, którzy z idei coachingu i rozwoju osobistego zrobili kolejny mcdonaldowy produkt. Może i ładnie wygląda i ma fajne opakowanie, tylko gorzej z wpływem na zdrowie.
Podobnie, jak łatwo sprzedać człowiekowi chemiczną bułę ze styropianowym mięsem, tak i dobrze schodzą te wszystkie niezdrowe, ale atrakcyjnie brzmiące hasła, w stylu „nie zwracaj uwagi na to, co myślą o tobie inni”.
Bo przecież to TY jesteś swoim jedynym właściwym punktem odniesienia!
Nikt nie stanowi o twojej wartości, tylko ty sam(a)!
Opinia innych nie ma znaczenia, bo ważne jest tylko to, jak ty się czujesz sam(a) ze sobą!
Brzmi znajomo? To teraz weźmy te wszystkie oświecone pomysły, zapiszmy je na kartce i wrzućmy do kominka, bo coś temperatura w pokoju spadła.
Mylenie rozwoju osobistego z mentalnymi odlotami
Kiedy ktoś próbuje sprzedać ci ideę, że nie musisz dbać o to, co o tobie myślą inni ludzie, to sprzedaje ci iluzję. Fantazję na temat tego, że można przejść przez życie totalnie nieporuszonym. Że można być niewrażliwym na ciosy. W ostatecznym rozrachunku: że w życiu można uniknąć cierpienia.
Ci z nas, których boli w środku i nie wiedzą, jak sobie pomóc, to idealna grupa docelowa dla piewców tych uwodzicielskich hasełek: „nie zwracaj uwagi na to, co mówią o tobie inni, bo zdanie innych ludzi nie ma znaczenia, a ty jesteś pięknym diamentem i nie wolno o tobie brzydko mówić, unikaj Negatywnych Wibracji i myśl o sobie wyłącznie pozytywnie, a wszystko będzie dobrze i zrealizujesz wszystkie swoje cele”.
To jedne z takich rozwojowych przekonań, które łykamy jak słodki syropek, bo wydają się być lekarstwem na nasze bolączki. W tym przypadku: na nadmierne branie do siebie opinii innych ludzi, z czego z kolei bierze się niepokój, wstyd, żal, poczucie winy, zranienie i masa innych komplikacji emocjonalnych.
Tyle że takie złote myśli to nie jest żaden rozwój osobisty ani coaching, choć jedno z drugim bywa niesłusznie utożsamiane.
Są to raczej new age’owe halucynacje, w dużej mierze tworzone przez ludzi, którzy zamiast pomóc samym sobie wizytą u coacha czy psychoterapeuty, próbują zbawiać siebie i świat ładnie brzmiącymi, ale w środku zupełnie pustymi hasłami. Bo im też ktoś kiedyś w ten sposób „pomógł”. I dzięki temu uwolnili się od „negatywnych wibracji”.
A przynajmniej tak im się wydaje.

Tym, czego coaching i rozwój osobisty (w tym sensownym wydaniu) może nauczyć, jest krytyczne myślenie. To niezły sposób, żeby uniknąć gonienia za zbyt ogólnymi, mętnymi i potencjalnie szkodliwymi celami.
Idea jest taka, że starasz się poszerzyć i pogłębić myślenie, zamiast bezrefleksyjnie pompować się pozytywnym nastawieniem i odcinać od siebie wszystko to, co umysł postrzega jako negatywne. Bo taka odcinka zazwyczaj kończy się wylaniem dziecka razem z kąpielą.
Widać to na przykład po tym, że kiedy umysł przyjmuje sztywną pozę pod tytułem „nie obchodzi mnie to, co myślą inni”, zarazem separuje się od tych innych. Buduje w sobie specyficzny rodzaj osamotnienia oraz przekonanie, że z opinii ludzi w otoczeniu nie może zaczerpnąć niczego wartościowego. Niczego się nauczyć. Nie tylko od hejterów, ale też od znajomych, od przyjaciół, od rodziny, od niego, od niej.
Tworzy tym samym emocjonalną barierę wokół siebie i skazuje się na znacznie większe problemy, niż czyjaś nieprzychylna opinia.
To co właściwie zrobić z tymi opiniami innych, jeśli nie odcinać się od nich?
Odpowiedzi znajdują się poza dotychczasowymi ramami myślenia.
Najlepsze i najszybsze efekty zazwyczaj osiąga się w pracy jeden na jeden ze specjalistą, ale wiadomo, że to z kolei kosztuje i trzeba wyczuć, kiedy i czy w ogóle z takiej usługi skorzystać. Czasem, zwłaszcza jeśli temat nie jest palący, można się nim zająć samodzielnie.
Pomaga czytanie literatury psychologicznej, by lepiej zrozumieć, co tak naprawdę kieruje innymi ludźmi i że często to, co mówią, to tylko próba manipulacji lub projekcja ich własnych lęków – a nie adekwatny osąd na temat ciebie czy świata w ogóle.
Pomaga rozpoznawanie swoich „punktów zapalnych” (triggerów), aby rozróżnić, które konkretnie opinie innych ludzi najbardziej mnie dotykają oraz w jakich kontekstach to się najczęściej dzieje.
Pomóc może praca nad poczuciem wartości i pewnością siebie.
Pomóc może zdobycie nowych umiejętności komunikacyjnych.
Pomóc może sięgnięcie do przeszłości, by odszukać te sytuacje, które szczególnie uwrażliwiły mnie na opinie innych.
Pomóc może rachunek sumienia, jaka jest moja część odpowiedzialności za to, co słyszę od innych ludzi.
Pomóc może uznanie, że to prawda, że ludzie często gadają bzdury, mają niepełny obraz sytuacji i kierują się słabymi emocjami. Są nieszczęśliwi, życzą nam źle i gdyby sami byli w środku choć troszkę bardziej poukładani, to nie mówiliby tych wszystkich ciężkich i krzywdzących rzeczy.
Bo woleliby w drugim człowieku wspierać to, co dobre, zamiast piętnować w nim to, co złe. Mniej kierowaliby się awersją i ocenianiem, a bardziej otwartością i zaciekawieniem.
Ale zarazem ci ludzie, jakkolwiek niepoukładani i negatywni, często widzą w nas to, czego sami w sobie nigdy nie ujrzymy.
Pokażą nam na nasz temat prawdę, której sami nigdy nie odkryjemy, dogadzając sobie miłymi hasełkami o całkowitej samowystarczalności. Są lustrem, czy raczej krzywym zwierciadłem. To w reakcjach drugiego człowieka możemy zobaczyć odbicie swoich zachowań, myśli i emocji: zobaczyć siebie.
Rzeczywistość cały czas dostarcza nam informacji zwrotnej na temat tego, kim jesteśmy i jak się prezentujemy w świecie. Odwracanie od tego głowy nie jest mądrością ani wyższym poziomem świadomości. Jest zwykłym mechanizmem obronnym, który ma na celu chronić przed zranieniem kruche i przestraszone ego.
Tu właśnie jest przestrzeń na rozwój osobisty, jako rozpoznawanie w sobie tego mechanizmu i wychodzenie poza niego, w stronę wolności.